niedziela, 5 lipca 2015

Dzień 10

Na śniadanie zjedliśmy sałatki warzywne i owoce zakupione w lokalnym markecie. Około godziny 9:00 ruszyliśmy w podróż do Grand Canyon. Do przejechania mieliśmy około 60 mil. Podróż minęła spokojnie. Po obejrzeniu kanionu z głównego punku widokowego pojechaliśmy na Desert View oddalone o 13 mil na wschód. W drodze powrotnej zaczęła się paprać pogoda więc ubraliśmy się w nasze kondony przeciwdeszczowe. Kiedy rozpadało się na dobre zatrzymaliśmy się na steka w lokalnej restauracji. Mężczyźni zamówili sobie 24 uncjowego steka a kobiety 8 uncjowego. To co kelner podał nam do stołu powaliło nas na kolana. Nikt z nas nie wiedział ile to jest 24 uncje więc kopary nam opadły na widok olbrzymiego kawałka mięcha na talerzu. Muszę przyznać, że udało mi się zjeść całość ale nie dałem już rady wciągnąć kukurydzy i ziemniaka. Położyliśmy brzuchy na zbiorniki paliwa i ruszyliśmy do motelu. Po drodze na zmianę, lało, wiało i padało. Przed samym Williams już ładnie przeschliśmy. Kiedy tylko przekroczyliśmy granicę miasta luneło tak, że na nowo zmokliśmy. Od razu pojechaliśmy do sklepu aby uzupełnić zapasy browaru.

Na tle kanionu

Kierowcy Wróbel Riders
Andzia w standardowym uniformie Wróbel Riders

3 komentarze:

  1. Na pierwszej focie wyglądacie jak statuetka Mosfilmu. Godnie reprezentujecie Układ Warszawski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, marzyłaś o takim komplecie, zresztą bardzo twarzowym, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń